Czym są starodruki? Skąd się wzięły w naszym Muzeum? Jakie trudności napotykają kuratorzy chcący je eksponować? Odpowiedzi na wszystkie te pytania znajdziecie w rozmowie z Pauliną Miś, pracującą w muzealnej bibliotece.
Edyta Urbaniak: Wygląd miejsca w którym się spotkałyśmy odbiega od wyglądu pozostałych muzealnych wnętrz. Gdzie się znajdujemy?
Paulina Miś: Znajdujemy się w Sali Zbiorów Specjalnych, w której przechowywane są starodruki oraz zbiory kartograficzne. Sala ta służy także jako sala konferencyjna, ale jakoś udaje się pogodzić te dwie funkcje. W zeszłym roku udało nam się wymienić regały. Wcześniej stały tu zabytkowe, drewniane meble. Bardzo ładne, ale niepraktyczne. Nowe są metalowe – dobrze osłaniają książki od kurzu i jednocześnie zapewniają właściwy przepływ powietrza.
EU: Czym są starodruki?
PM: Starodruki to książki wydane od chwili wynalezienia druku, czyli od połowy XV wieku, do 1800 r. włącznie. Jednak górna granica w różnych krajach jest inna i zmieniała się w czasie, np. na Wyspach Brytyjskich jest to 1640 r., a w naszej bibliotece przed II wojną światową granica ta przesunięta była nawet do 1850 r. Są to książki wytwarzane całkowicie lub w znacznej części ręcznie – zarówno jeśli chodzi o produkcję papieru, jak i skład drukarski.
EU: Nie mamy więc tu ksiąg pisanych ręcznie?
PM: Nie, tylko eksponaty już po wynalezieniu ruchomej czcionki. Najstarszą książką w naszych zbiorach jest inkunabuł z przełomu 1475/1476 r. – komentarz do Psalmów Dawidowych. Inkunabuły były to pierwsze druki, wydawane do 1500 r. włącznie, które jeszcze naśladowały rękopisy, np. początkowo nie posiadały strony tytułowej.
EU: Skąd pochodzą starodruki, które się tu znajdują?
PM: Wiele z nich to przedwojenne dary. Zakupów było stosunkowo mało. Tuż przed i w trakcie II wojny światowej wpłynęły do nas trzy duże księgozbiory. Jeden to biblioteka Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych, z której pochodzi m.in. drugie wydanie O obrotach sfer niebieskich Mikołaja Kopernika, ale i takie ciekawostki jak tablice anatomiczne z dedykacją redaktora Bluszczu, Mariana Gawalewicza, dla prezesa Zachęty.
EU: Tablice anatomiczne w muzeum sztuki?
PM: Tak, ponieważ te tablice są – na swój sposób – piękne! Są dwa kryteria, według których gromadzimy starodruki – tematyczne i estetyczne. Z jednej strony trafiają do nas książki o sztuce i kolekcjonerstwie, z drugiej te o pięknej formie np. szacie graficznej. Dzięki temu mamy także publikacje np. z dziedziny… rybołówstwa, jak posiadający piękne ryciny leksykon ryb z daru Bronisława Krystalla.
Nasz zbiór jest przez to tylko pozornie chaotyczny. W praktyce pozwala pokazać historię książki, zarówno przemiany jej formy, jak i dzieje drukarstwa. Prawie wszystkie zagadnienia, które omawia Keith Houston w swojej Książce dałoby się zilustrować przy pomocy naszych zbiorów.
EU: Skąd jeszcze pochodzą muzealne zbiory?
PM: W trakcie II wojny światowej wpłynęły do nas zbiory Towarzystwa Opieki nad Zabytkami Przeszłości, m.in. z dużym zespołem druków najważniejszych warszawskich oficyn XVIII w. Wówczas też trafił do nas księgozbiór Państwowych Zbiorów Sztuki. To była bardzo dobra, wyprofilowana biblioteka gromadząca dzieła dotyczące numizmatyki, sztuki, muzealnictwa i zabytków. Pochodzące z niej starodruki są najczęściej bogato ilustrowane jak np. ten album kostiumów teatralnych. Dzieło o tyle ciekawe, że ilustrowane barwnymi rycinami, ale nie ręcznie kolorowanymi, jak to wówczas było dość powszechne, tylko odbitymi z kilku płyt. Oprócz tego posiadamy również zbiory pozyskane w wyniku tzw. akcji rewindykacyjnej.
EU: Czym była akcja rewindykacyjna?
PM: To prowadzona tuż po II wojnie światowej akcja odzyskiwania polskich dóbr kultury zagrabionych po 1939 r. Do Muzeum zwożono wówczas zbiory m.in. z niemieckich składnic muzealnych, które po 1945 r. znalazły się na terenie Polski. Były wśród nich kolekcje niemieckie, ale wówczas je także określano jako „rewindykaty”. W ten sposób wpłynęła do nas – z większych zbiorów – biblioteka książąt heskich, wyróżniająca się pięknymi oprawami lub formą edytorską.
W następnych latach większym darem był zapis Bronisława Krystalla. A ponieważ był on miłośnikiem piękna, toteż i jego zbiory stoją na dość wysokim poziomie artystycznym.
EU: Jak duża część eksponatów pochodzi od darczyńców?
PM: Niestety pochodzenie większości naszych zbiorów pozostaje nieznane. Jak w przypadku tego najstarszego inkunabułu, który został w latach 70. przekazany nam z ówczesnego Działu Sztuki Średniowiecznej. Ale skąd się tam wziął – nie wiadomo. I w wielu wypadkach tak pozostanie.
EU: Z czego to wynika?
PM: Przy dużych przekazach książek rzadko sporządzano szczegółową dokumentację, choć mogła się po prostu nie zachować. Na przykład wiemy, że w transporcie ze składnicy muzealnej w Głogowie było kilka tysięcy książek,ale nie posiadamy żadnego ich spisu. To nie jest – niestety – odosobniony przypadek.
EU: Nie znamy więc proweniencji większości z tych ksiąg. A ile jest ich tu w sumie?
PM: Mamy ok. 2800 tytułów. To jest ponad 3000 woluminów.
EU: Czy Muzeum Narodowe poszerza swoją kolekcję poprzez zakup starodruków? Czy muzea w ogóle je kupują, czy raczej opiekują się tymi, które już posiadają?
PM: Muzea kupują. Nie tak dawno np. Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie zakupiło podręcznik budownictwa z XVII w., czyli z epoki króla Jana III Sobieskiego. My nie kupujemy, ale nie ma też takich ofert, które by nas zainteresowały.
EU: Wiemy już jaka jest najstarsza książka. A jaka jest największa?
PM: Przygotowałam dla Państwa nie tylko największą, ale i najmniejszą książkę. Jednak najmniejsza okazała się dość problematyczna. Jest to kieszonkowy herbarz z 1705 r., nie drukowany, tylko w całości odbitka graficzna. Gdy go pokazałam koledze z Działu Grafiki Polskiej, ten, po przyjrzeniu się, stwierdził, że to faksymile. „Podejrzana” wydała mi się też oprawa, która wygląda na XVIII-wieczną, ale czcionka, którą odbito tytuł na grzbiecie przypomina raczej XIX-wieczną. Przed II wojną światową w zbiorach starodruków umieszczano także reprinty i faksymila, stąd taka niespodzianka.
EU: Starodruk czy nie, jest to na pewno maleństwo w porównaniu z tym opasłym tomem…
PM: Tak, to największa i najcięższa książka w naszej kolekcji. Jest to Biblia z 1768 r. Nie wiemy, skąd do nas trafiła. Podejrzewam, że ze zbiorów książąt heskich. Oprawa jest bogato zdobiona tłoczeniami i złoceniami o motywie arabeski. Wagi dodaje jej z pewnością solidna deska, z której wykonano oprawę.
EU: Jakie jeszcze ciekawe egzemplarze Pani dla nas przygotowała?
PM: Historia biblioteki Muzeum tak naprawdę zaczęła się od daru Leopolda Meyeta, który przekazał liczne książki z dziedziny sztuki, katalogi wystaw, katalogi aukcyjne i starodruki. Wśród tych ostatnich m.in. plany budynku Collegium Nobilium, pochodzące z biblioteki tej szkoły. To bardzo ciekawa publikacja, do której wstęp napisał sam Stanisław Konarski (twórca Collegium). Dla historyka sztuki cenne będą oczywiście zamieszczone w niej plany, ale mnie zaintrygowała duża liczba tzw. „miejsc potrzebnych”.
EU: Miejsc potrzebnych?
PM: Tak. Miejsc, gdzie się chodzi za potrzebą. Chodzi o toalety oczywiście.
EU: To rzeczywiście dość zaskakujące biorąc pod uwagę, że plany pochodzą z którego roku?
PM: Z 1744 r. Z okazji Dnia Edukacji Narodowej pozycja ta została zdigitalizowana i można ją oglądać na stronie Mazowieckiej Biblioteki Cyfrowej.
EU: A ta niewielka książka z herbem na okładce?
PM: Ten herb to superekslibris – specjalny rodzaj ekslibrisu, umieszczanego na oprawie, a nie wewnątrz książki. Jest to przedwojenny dar Stanisława Neymana. Wyszukiwał on zabytki z zamiarem podarowania ich Muzeum i korespondował z dyrektorem Bronisławem Gembarzewskim, by upewnić się, czy będą odpowiednie do muzealnej kolekcji. To wyjątkowy przypadek, kiedy akurat posiadamy pełną dokumentację przekazanych tytułów. Superekslibris, który widzimy na tej okładce – wg Stanisława Neymana – oznacza kolekcję króla Jana Kazimierza. Książka zawiera tłumaczenie greckiego poematu z III w. p.n.e., ma elegancką formę edytorską, ale dla nas najważniejszy jest właśnie superekslibris.
EU: Książki, które nam Pani pokazuje robią ogromne wrażenie. Czy zdarza się by były prezentowane na wystawach?
PM: Ostatnio coraz częściej. Odkąd przepisałyśmy inwentarz starodruków do systemu komputerowego i dodałyśmy słowa kluczowe zdecydowanie łatwiej znaleźć wydawnictwa, które mogą zainteresować kuratorów wystaw. Wcześniej było to problematyczne, ponieważ dysponowałyśmy tylko katalogiem alfabetycznym tj. według autorów. Odkąd pracuję w Muzeum starodruki prezentowane były kilkukrotnie. Na przykład na wystawie Wywyższeni. Od faraona do Lady Gagi, na którą przygotowaliśmy rozprawę z dziedziny egiptologii Atanazego Kirchera z poł. XVII w. Na samym jej początku była dedykacja autora dla cesarza Ferdynanda III Habsburga napisana hieroglifami. Oczywiście, tak jak Kircher je rozumiał, bo przecież poprawnie odczytano je dopiero na początku XIX w. Ponadto nasze starodruki prezentowałyśmy na wystawach: Masoneria. Pro publico bono, Bronisław Krystall – Testament oraz Brescia – renesans na północy Włoch, a nawet w Stambule na wystawie Dalekie sąsiedztwo – bliskie wspomnienia. 600 lat kontaktów polsko-tureckich.
EU: Jakie są trudności związane z eksponowaniem starodruków?
PM: Spore, zwłaszcza, jeśli mamy do czynienia z oprawą pergaminową, która jest bardzo wrażliwa na wahania wilgotności. Nie można też wystawiać starodruków na silne światło, dlatego eksponujemy je w tzw. zimnym świetle o niskim natężeniu.
EU: Pergamin był używany do opraw?
PM: Większości osób pergamin kojarzy się z rękopisami, jako materiał pisarski. Ale służył on również do opraw. Zazwyczaj były one skromne, co najwyżej barwione na czerwono lub zielono, a przez to tańsze. Zdarzały się jednak obficie zdobione tłoczeniami, zwłaszcza na drukach religijnych.
EU: Czy starodruki często trafiają do pracowni konserwacji?
PM: Nieczęsto oddajemy książki w ręce muzealnych konserwatorów, co nie znaczy, że nie wymagają takich zabiegów. Nasza pracownia nie ma jednak warunków, aby kompleksowo zająć się starodrukami. Czasem konieczne jest np. rozprucie książki, uzupełnienie papieru na każdej karcie, itp. Na wystawy wybieramy więc starodruki, które nie wymagają dużych prac konserwatorskich, a jedynie np. podklejenia okładki czy oczyszczenia strony tytułowej.
EU: O starodrukach dowiedzieliśmy się już wiele. Może teraz kilka pytań dotyczących Pani pracy. Czy na co dzień zajmuje się Pani starodrukami?
PM: Niestety nie mogę zajmować się tylko starodrukami. Generalnie zajmuję się katalogowaniem tzw. wydawnictw zwartych, czyli książek, w tym bieżących nabytków.
EU: Czym się różni katalogowanie starodruków od katalogowania np. współczesnych książek?
PM: Jest to bardzo czasochłonna praca, skatalogowanie jednego starodruku zajmuje minimum pół dnia. Oprócz ustalenia danych autorów, rozpisujemy także wydawców, wszystkich twórców ilustracji, trzeba też sprawdzić czy nie brakuje kart, a nawet czy są poprawnie numerowane, bo różnie z tym kiedyś bywało. Ponadto często pojawiają się niejasności i, tak jak np. w przypadku wspomnianego herbarza z 1705 r., trzeba się skonsultować z koleżankami i kolegami z innych działów Muzeum, sprawdzić bibliografie. No i oczywiście dochodzą do tego jeszcze badania proweniencyjne.
EU: Co najbardziej lubi Pani w swojej pracy?
PM: Generalnie to lubię swoją pracę „w całości”! Ale szczególnie lubię to uczucie, kiedy widzę za sobą coraz więcej książek skatalogowanych. Może to zabrzmi dziwacznie, ale mam świadomość, że dzięki temu szybciej znajdą one swojego czytelnika, badacza, który może odkryje w nich coś fascynującego albo… drogę na kolejną wystawę Muzeum.
Paulina Miś – absolwentka informacji naukowej i studiów bibliologicznych Uniwersytetu Warszawskiego (kierunek Wiedza o Książce). W Bibliotece MNW pracuje od 2007 r. Zajmuje się katalogowaniem wydawnictw zwartych (w tym starodruków i katalogów aukcyjnych).
zdjęcia: Jacek Piotrowski